Recenzja: The Fiddichside 1989 Murray McDavid

The Fiddichside 1989 35YO Murray McDavid

Niezależny Glenfiddich trafia się niezwykle rzadko, a we współczesnym butelkowaniu w ogóle. Wersje tea-spooned pod marką Warhead czasem się pojawiają, jednak dużo rzadziej niż w przypadku siostrzanej Balvenie (pod marką Burnside). Jakiś jednak trafem, Murray McDavid w ostatnich latach zabutelkowali kilka whisky nazwanych The Fiddichside, jednocześnie dosyć jednoznacznie wskazując, że destylat pochodzi właśnie z destylarni Glenfiddich. Przy edycji 31-letniej z rocznika 1989 wahałem się trochę za długo i ostatecznie nie zdażyłem z zakupem, teraz jednak nadrabiam wersją 35-letnią.

O samej whisky

Oficjalnie dostajemy jednak wciąż whisky typu blended malt. Wszystkie destylaty (w tym Glenfiddich) pochodzą z rocznika 1989 i finiszowane były w beczkach po sherry Oloroso oraz Pedro Ximenez i po czerwonym winie z regionu Pauillac. Po 35-latach, w 2024, rozlano 732 butelki w mocy 46.7% bez filtracji na zimno ani barwienia.

The Fiddichside 1989 35YO Murray McDavid

Kolor: jasnopomarańczowy
Zapach: czerwone pomarańcze, shortbread, brzoskwinie, klej modelarski, pieczone jabłka, perfumowany
Smak: czerwone pomarańcze, słodki dąb, słód, brzoskwinie, imbir, pikantny dąb, woda różana, plastik
Finisz: stara skóra, miękki plastik, odrobina siarki, lakier, czerwony pieprz, pikantny dąb, gorzkie zioła

W zapachu dominują czerwone pomarańcze z dużą dawką shortbreadów. Mocno odbija się brzoskwinia. Zamiesznie wprowadza klej modelarski, na bezpieczne tory sprowadzają nas klasyczne pieczone jabła i aromat perfumowany. Na języku zaczyna się podobnie, dużo czerwonych pomarańczy i mocno odciśniętym słodkim dębem i słodem. Znów brzoskwinie. Poprzez imbir i pikantny dąb powoli wchodzimy w pikantne rejony, które dominują również finisz. Trochę wody różanej i plastiku. Finisz to stara skóra i miękki plastik z odrobiną siarki. Pojawia się lakier, słodki czerwony pieprz i pikantny dąb. Na sam koniec gorzkie zioła.

Punkty za złożoność i oryginalność. Mimo owocowości i dosyć klasycznego profilu Speysidera (tym bardziej podbitego beczkami po winach) czuć odrobinę chemiczności i brudu oraz wytrawności. Dla mnie ciut zbyt pikantnie, myślę jednak, że miłośnicy tego stylu bedą zachwyceni. Niemniej bardzo udana pozycja.

Ocena: 89/100

Czytam i polecam: DramHunter | Fine Spirits Club