Laphroaiga od Malts of Scotland jeszcze nie wrzucałem na bloga, a kilka piłem, jest ich sporo (nawet w mojej szafie) i zawsze robią dobre wrażenie. Warto więc zainteresować się w końcu ofertą niemieckiego bottlera.
O samej whisky
Destylat z maja 1998 dojrzewał w pojedyńczej beczce po bourbonie numer 5920 aż do maja 2011, dostajemy więc whisky 11-letnią lub 12-letnią. Moc beczki po tym czasie wyniosła 53.4%. Butelkowanie bez filtracji na zimno ani barwienia.

Kolor: słomkowy
Zapach: suche siano, słodki torf, cytrusy, białe wino, ananas
Smak: słodowy, słodki dąb, popiół, przypalony grill, świeży chleb
Finisz: popiół, kwaśny dąb, plastik, spalone drewno, suche siano, lekko palący
Nos zaczyna się bardzo delikatnie, tym bardziej jak na dosyć młodą whisky z mocy beczki. Beczka po bourobnie wyciąga to co lubię, czyli suche siano, sporo słodkiego torfu i oczywiście cytrusów. W tle odświeżające białe wino i trochę ananasa, ale nie w takim wydaniu jakie kojarzę ze starych Laphroaigów. Tutaj bardziej kwaśnie i cytrusowo, niż tropikalnie i owocowo. W smaku mocno słodowo, możnaby rzec aż newmakowo, niemniej mi to pasuje w torfowych whisky. Sporo nienarzucającego się słodkiego dębu. Nie prakuje popiołu idącego aż w przypalone mięso z grilla. W tle odrobina świeżego chleba. Finisz otwiera popiół z dużą dawką kwaśnego dębu. Wmieszana w to jest odrobina plastiku. Nie może zabraknąć spalonego dębu, dla równowagi trochę suchego siana. Całość lekko paląca.
Fani Laphroaiga i nieprzebeczkowanych (i nieprzesłodzonych) whisky będą zadowoleni. Whisky oferuje dobry balans między intensywnością i przestępnością a przy tym bardzo klasyczny i bezpieczny profil. Zarzucić można jej dosyć niską owocowość, która patrząć na Laphroaigi Highgrove, potrafi się zamanifestować nawet już w takim wieku.