Co prawda ostatnie Port Charlotte obecne w kieliszku to głównie mocno wyczekiwane, starsze i często niezależne edycje, to warto pamiętać o bardzo solidnych oficjalnych wydaniach. Może niekoniecznie o podstawkach, bo tutaj mamy w zasadzie tylko Port Charlotte 10YO, ale o regularnie butelkowanej i szeroko dostępnej serii Cask Exploration. Tym razem padło na Port Charlotte 2011 PAC: 01.
O samej whisky
Port Charlotte 2011 PAC: 01 to kupaż dwóch różnych, oddzielnie dojrzewających whisky. Pierwsza, to whisky z dobrze znanych beczek po amerykańskiej whiskey (nie pisze bo bourbonie, bo Bruichladdich używa m.in. beczek po Jack Daniel’s, który to bourbonem nie jest) z dwuletnim finiszowaniem w świeżych beczkach po francuskim czerwonym winie z Pauillac – stąd skrót PAC. Druga część whisky dojrzewała również w beczkach po amerykańskiej whiskey, jednak tutaj finisz trwał tylko rok i w dodatku w beczkach kolejnego napełnienia, jednak również po winie z Paulliac. Oba składniki miały po 8 lat. Butelkowanie nastąpiło w mocy 56.1% bez filtracji na zimno i w naturalnej barwie.

Kolor: jasnozłoty
Zapach: świeży dąb, słodki torf, wędzona żurawina, grejpfrut, mentol, mięta, rozmaryn
Smak: cytrusy, grejpfrut, żurawina
Finisz: popiół, grill, cytrusy, mentol
W zapachu zaczyna się dość klasycznie. Świeży dąb i słodki torf. Użyte beczki szybko się ujawniają poprzez wędzoną żurawinę. Ogólną lekkość i świeżość podbijają grejpfrut i mentol z dodatkiem mięty i ciekawego rozmarynu. W smaku juz prościej, klasyczne cytrusy z naciskiem na grejpfrut. Finiszowanie delikatnie przypomina o sobie żurawiną, ale jest to jedynie dodatek. Na finiszu podobnie, bez zaskoczeń. Popiół, grill, cytrusy i mentol.
Kolejna porządna Port Charlotte, niewnosząca niestety zbyt wiele nowego. Miłośnikom torfowych whisky z beczek po winie poleciłbym poszukać Port Charlotte 2010 MRC: 01.