Recenzja: Laphroaig 10YO Sherry Oak Finish

Laphroaig 10YO Sherry Oak Finish

Z nowymi Laphroaigami jest zawsze trochę dziwnie. Kiedy ma pojawić się ultra limitowana lub ekstremalnie droga edycja to balonik jest pompowany do granic wytrzymałości. Tak samo było przy niedawnym odświeżeniu szaty graficznej, której towarzyszyła zmiana nazwy Laphroaig Select na Oak Select.

Jednocześnie w momencie, istotnych z punktu widzenia miłośnika marki, wydarzeń, takich jak pojawienie się nowego batcha Laphroaiga 10YO Cask Strength czy nowej edycji, tak jak było właśnie w przypadku Laphroaig 10YO Sherry Oak Finish, to komunikacji brak. W przypadku opisywanej dziś whisky doprowadziło to do tego, że niektórzy doszli do wniosku, że mamy do czynienia z edycją limitowaną i butelki szybko znikały ze sklepów (i to w zawyżonych cenach).

Po prawie trzech latach whisky jest dalej butelkowana i dostępna w sprzedaży. Wypadałoby ją w końcu opisać, więc po przydługim wstępie zapraszam do notki degustacyjnej.

O samej whisky

Na papierze wygląda to więcej niż przyzwoicie. Dostajemy 10-letnią whisky w mocy 48% bez filtracji na zimno ani barwienia. Co prawda nie wiemy ile trwał finisz, ale na stronie producenta możena znaleźć informację, że użyto beczek po sherry Oloroso z europejskiego dębu.

Laphroaig 10YO Sherry Oak Finish

Kolor: jasny rubin
Zapach: kwaśny, plastik, mokry torf, spalony dab, grill, przypalony dżem truskawkowy, słodki dym tytoniowy, szpitalny, mentol
Smak: kwaśny popiół, pikantny dąb, truskawki, stara skóra, kwaśny dąb, gorzka czekolada, kwaśny popiół
Finisz: stara skóra, cierpki dąb, spalony dąb, gorzki popiół

Nos bazuje na klasycznym Laphroaigu 10-letnim ale odjeżdża w świeże, kwaśne i ziołowe klimaty podbite dawką słodkiego sherry. Na pierwszym planie plastik (zanikający z czasem w kieliszku) oraz mokry torf. Nie brakuje spalonego dębu i grilla. Nowym aromatem jest z pewnością przypalony dżem truskawkowy. W tle słodki dym tytoniowy, słynne aromaty szpitalne (których zazwyczaj nie czuję) oraz mentol. W jest delikatniej i zdecydowanie lepiej łączy się to w całość, głównie poprzez bardziej wycofane aromaty z beczek po sherry. Otwiera kwaśny popiół i pikantny dąb, szybko wkraczają jednak truskawki, które uspokajają whisky. Aby nie było za słodko jest też stara skóra, kwaśny dąb i gorzka czekolada. Na koniec wraca kwaśny popiół. Pomimo podwyższonej mocy, dalej trochę brakuje tekstury. Finisz nadrabia intensywność, skręca jednak w mocno kwaśną i agresywną stronę. Stara skóra i mnóstwo cierpkiego oraz spalonego dębu. Na sam koniec dobrze znany gorzki popiół.

Zdecydowanie udana wariacja na temat jednej z najbardziej klasycznych whisky z Islay. Idealna do niezobowiązującego picia, tym bardziej dla fanów połączenia torf i sherry. Zastanawia mnie tylko, czy większą robotę robi podwyższona moc czy samo finiszowanie.

Ocena: 87/100

Czytam i polecam: DramHunter | MaltVader | Fine Spirits Club