Najstarsza whisky z serii Four Daughters to 37-letnia Bunnahabhain. Destylarnia, co do której jestem mało ufny i zdecydowanie preferuję edycje torfowe (przypomnę, że Bunnahabhain 2008 z beczki po porto to dalej najgorsza whisky jaką kiedykolwiek piłem). Jednak jeśli mówimy o destylacie sprzed kilku dekad to sytuacja wygląda zgoła odmiennie. Wciąż ciepło wspominam zaledwie 16-letnią Bunnahabhain 1978 od Jamesa MacArthura, mimo tego, że zdecydowanie nie była whisky wybitną. Omawiana dziś whisky pochodzi z podobnego okresu produkcji, a dodatkowo jest już w bardzo słusznym wieku. Uprzedzenia (co do współczesnej produkcji) na bok i sprawdźmy co tam pichcili na Islay na początku lat 80.
O samej whisky
Destylat z 1980 spędził 37 lat w beczce po bourbonie 2905. W momencie butelkowania 2017 roku moc beczki wynosiła 42.9%. Rozlano 177 butelek bez filtracji na zimno i w naturalnej barwie.
Kolor: złoty
Zapach: śmietana, cytrusy, mango, metaliczny, mineralny, słód, słodki dąb, Werther’s Original, wosk, plastelina, mentol, torf
Smak: cytrusy, plastelina, gaz ziemny, stary dąb, wosk, fistaszki, papier
Finisz: ziołowy, Jaegermeister, plastelina, głęboki dąb, piwna goryczka, gorzki dym
Tłusty i intensywny nos. Mnóstwo cytrusów zahaczających o mango z lekko metalicznym i mineralnym sznytem. Wszystko to w śmietanie. Wyczuwalna jest nienarzucająca się słodowa słodycz wymieszana ze słodkim dębem. Dalej odrobina karmelu po linii Werther’s Original. W tle balansujące słodycz wosk, plastelina i mentol. W smaku otwierają cytrusy, ale szybko skręcamy w przyjemną plastelinę, a następnie stary dąb, by po chwili wrócić do wosku. Pod koniec pojawia się bardzo charakterystyczny gaz ziemny wymieszany z fistaszkami i papierem. Finisz mocno ziołowy, aż po linii Jaegermeistera. Nie brakuje chemicznego akcentu pod postacią plasteliny. Z czasem na wierz wychodzi goryczka, ujawiniająca się przez intensywny gorzki dąb podbijany przez piwną goryczkę. Tam na samym końcu pozostawia uczucie gryzącego w gardło gorzkiego dymu – co jednak nie oznacza torfowości ani spalenizny, chociaż lekka torfowa nutka przypominająca Highland Park snuje się gdzieś w tle w zapachu i smaku.
Świetna pozycja uwypuklająca ciężkie do znalezienia w obecnie produkowanych (a i butelkowanych) whisky aromaty. Zachwyciła mnie ta papierowość, lekka mineralność, gaz ziemny i delikatnie organiczna torfowość. Bardzo archetypowa, w dobrym tego słowa znaczeniu. Zdecydowanie dowozi wszystko, co obiecują parametry na etykiecie.