Z serią Secret Speyside od Pernod Ricard spotkaliśmy się przy okazji zamkniętej destylarni Caperdonich. Kolejną spróbowaną pozycją z tej linii będzie 28-letnia Glen Keith, towarzysząca edycji 21-letniej oraz 25-letniej z tej samej destylarni.
O samej whisky
Cała seria butelkowana jest raczej w niskiej mocy, a wszystkie Glen Keith skończyły rozwodnione do 43%. Mimo tego whisky jest niefiltrowana i niebarwiona. Dojrzewała w świeżych beczkach z amerykańskiego dębu, czyli zapewne po bourbonie.

Kolor: złoty
Zapach: wosk, kwiatowy, zielone jabłka, lekko metaliczny, białe winogrona, lekko mineralny
Smak: wosk, cierpki dąb, stara skóra, odrobina plastiku
Finisz: gorzki dąb, mdły plastik, stara skóra, gorzka herbata
Jeden wdech i już wszystko jasne. Możemy grać w Speysidowe bingo. Bardzo kwiatowo z nutą wosku i sporą ilością zielonych jabłek. Bezpieczną nudę przerwywa odrobina metaliczności i mineralności z nutką białych winogron. W smaku bardzo podobnie, chociaż bardziej w wytrawną stronę niż zapowiadał to nos. Dalej mnóstwo wosku. Do tego cierpki dąb wymieszany ze starą skórą i odrobiną plastiku. Ciut zaskakująco jak na ten typ beczek. Finisz po podobnej linii. Gorzki dąb miesza się z mdłym plastikiem i starą skórą. Na sam koniec gorzka herbata.
Piłem wiele whisky o takim profilu, czyli Speysiderów w słusznym wieku w beczek po bourbonie – najbliżej, głównie przez tą metaliczność, byłyby chyba Dailuaine. Chociażby opisywana niedawno 23-letnia od Bruehler Whiskyhaus, czy butelkowany kilka lat wcześniej dla Jarka Bussa 22-letni Chapter #6. Nierozwijająca pozycja, lecz wciąż świetny wybór do sączenia czy spotkania ze (znającymi się na rzeczy) znajomymi.