Recenzja: Springbank 12YO Cask Strength Batch 21

Springbank 12YO Cask Strength Batch 21

Pandemia dosyć mocno odbiła się na regularności ukazywania się Springbanka 12-letniego w mocy beczki, który to zazwyczaj butelkowany był dwa razy w roku. Opisywany dziś 21. batch to druga edycja pochodząca z 2020. roku. Niedługo potem, po batchu numer 23 z 2021 roku nastąpiła niespodziewana przerwa.

O samej whisky

Springbank trochę zamiesział przy tym butelkowaniu. Zazwyczaj dostawialiśmy kupaż jednego lub dwóch typów beczek, tym razem jednak mamy do czynienia aż z 4 rodzajami. Głównym składnikiem jest whisky z beczek po sherry (45% całości) z dodatkiem (w równych proporcjach – po 25%) beczek po bourbonie oraz czerwonym winie z Burgundii. Symboliczne 5% to beczka po porto. Jak to przy 12-letnim Springbanku w mocy beczki bywa, whisky jest niefiltrowana na zimno i w naturalnej barwie. Moc po kupażu wynosi 56.1%.

Springbank 12YO Cask Strength Batch 21

Kolor: ciemnozłoty
Zapach: siarka, guma, plastelina, stara skóra, cukierki Alpenliebie, woda różana, twarda woda, cytrusy, mentol
Smak: truskawki, siarka, stara skóra, lakier, mentol, żywica
Finisz: długi, siarka, żurawina, kwaśne wiśnie, popiół, spalony plastik

Na nosie od początku intensywnie i brudno. Siarka, guma, plastelina oraz cukierki mleczne Alpenliebe, przypominają Kilkerrany w mocy beczki lub niektóre Longrow Red. Nieśmiało daje o sobie znać beczka po sherry pod postacią klasycznej starej skóry i wody różanej. W końcu Springbankowa mineralność, tym razem po postacią twardej wody. Dopiero potem wychodzą klasyczne cytrusy i trochę mentolu. Bardzo staroszkolnie jak na razie. W smaku dużo truskawki, z czasem pojawia się siarka, lakier, mentol i żywica. Im dłużej ja języku tym bardziej paraliżuje. Ciut za ostro i agresywnie. W ten sposób wchodzimy w finisz, niestety długi i również zdominowany przez siarkę. Trochę jej już za dużo. Bardzo kwaśnie – żurawina, wiśnie. Popiół i na samym końcu bardzo nieprzyjmemny spalony plastik.

Mam wrażenie, że ten batch stracił na złożoności i strukturze. Przekrój beczek wprowadza zamieszanie, które kończy się chaosem. Jednocześnie jest, bardziej niż zazwyczaj, alkoholowo i ostro. W więkoszości przypadków w produktach rodziny Mitchell, siarka idealnie się wkomponowuje się w ogólny brud destylatu. W tym wydaniu jednak, chyba przez dziwne plastikowe nuty, jest przeciągnięta i daje bardzo kanciasty obraz. O ile na nosie jest ciekawie, w smaku dobrze, tak finisz to nieporozumienie. Całościowo to wciąż dobra whisky, jednak nie już tak oszałamiająca jak poprzednie.

Ocena: 88/100

Dodaj komentarz

Czytam i polecam: DramHunter | MaltVader | Fine Spirits Club