Port Charlotte destylowana jest w Bruichladdich od 2001 roku. To oznacza, że na rynku zaczynają się pojawiać butelkowania tej whisky w całkiem słusznym wieku. Takim przykładem jest opisywana dziś butelka pochodząca z beczki będącej własnością państwa Skovby z Danii.
O samej whisky
Destylat z maja 2003 dojrzewał przez 20 lat aż do września 2023 w beczce po sherry numer 275. Po tym czasie rozlano 274 butelki w budzącej respekt mocy beczki 62.3%. Oczywiście w naturalnej barwie i bez filtracji na zimno.
Kolor: rubinowy
Zapach: smar, truskawki, Maggi, siarka, jajko, maliny, gorzka czekolada, chilli
Smak: siarka, stara skóra, chilli, pikantny dąb, gorzka czekolada, kwaśny tytoń
Finisz: smar, truskawki, spalony papier, siarka, gorzka czekolada
Pierwsze wąchanie i od razu wiadomo, że nie będzie to łatwa whisky. Mnóstwa smaru i truskawek miesza się ze słonym Maggi. Dalej chamska siarka, która wcale nie próbuje się ukrywać w główkach zapałek, i jajko. W tle wybrzmiewają maliny oraz gorzka czekolada z chilli, która jednak z czasem łagodnieje i idze w stronę mlecznej. Na języku siarka już wcale się nie kryje. Akompaniuje jej dobrze znana stara skóra i chilli. Ostre rogi podbija pikantny dąb. Znów gorzka czekolada i odrobina kwaśnego tytoniu. Z czasem smak ewoluuje właśnie w tę gorzką stronę. Na finiszu wraca smar z truskawkami. Jest też spalony papier, nie brakuje bezwstydnej siarki. Na sam koniec znów gorzka czekolada.
Mimo, że nie jestem jakoś przeczulony na punkcie siarki, tak tutaj po prostu brakuje balansu. Woda trochę uspokaja, ale nie otwiera, nie poprawia też finiszu. Beczka dominuje destylat, prawie nie czuć torfu i całej tej organiczności, którą tak cenię w Port Charlotte. Do tego stopnia, że na myśl nasuwa mi się porównanie do valincha Bruichladdich, co prawda po czerwonym winie, ale o podobnej intensywności i ostrości. Zdecydowanie bardzo nowoczesna whisky. Może nawet zbyt nowoczesna.