Recenzja: Ardbeg 1998 Almost There

Ardbeg 1998 Almost There

Trylogię młodych Ardbegów destylowanych w 1998 zamyka Almost There.

O samej whisky

Ardbeg Almost There to, tak jak cała seria, whisky destylowana w pierwszym roku po przejęciu przez Glenmorangie. Została zabutelkowana w 2007 roku, czyli jest to whisky 8- bądź 9-letnia, czyli rzeczywiście blisko już pełnoprawengo Ardbega 10-letniego. Dalej serwowana jest nam produkt w mocy beczki 54.1% i bez filtracji na zimno.

Ardbeg 1998 Almost There

Kolor: słomkowy
Zapach: wanilia, słodki dąb, ciasteczka maślane, skórka cytrynowa, wosk, umami
Smak: cytrusy, białe winogrona, plastik, słodki torf, słodki dąb
Finisz: pikantny dąb, mentol, spalony dąb, kwaśny popiół

Nos otwiera klasyczna wanilia ze słodkim dębem. Są znane ze Still Young ciasteczka maślane. Archetyp beczki po bourbonie dopełnia skórka cytrynowa i wosk. Lekkim zaskoczeniem jest odrobina umami. Smak również nie zaskakuje i serwuje nam dobrze znane smaki. Cytrusy i białe winogrona. Odrobina plastiku. Całość przyjemnie wzbogaca słodki torf i słodki dąb. Finisz dosyć prosty, poza znanymi z poprzednich edycji pikantnego i spalonego dąbu pojawia się mentol. Na koniec kwaśny popiół.

W zapachu zdecydowanie najmocniejsza odsłona serii. Ciężko, intensywnie, organicznie w rolną stronę. W smaku, podobnie jak przy Still Young, mam wrażenie, że tekstura z wiekem staje się bardziej rozwodniona, podobnie jak intensywność smaku.

W każdym razie, cała seria trzyma solidny poziom i na pewno w swoim czasie była świetnym zapełnieniem pustki po oficjalnych, szeroko dostępnych Ardbegach.

Ocena: 87/100

Czytam i polecam: DramHunter | MaltVader | Fine Spirits Club