Trochę tych Glengoyne już było, trafiły się nawet single caski (oficjalne i nie), ale handfilla jeszcze nie piłem. Także dziś pierwszy The Distillery Cask na blogu.
O samej whisky
Whisky wydestylowana została w marcu 2006, po czym przez 14 lat dojrzewała w beczce po sherry z amerykańskiego dębu numer 599, aż do czerwca 2020. Jest to dosyć ciekawe, gdyż beczki do sherry zazwyczaj wykonane są z dębu europejskiego. Moc beczki wynosi 57.4%, whisky bez filtracji ani barwienia.

Kolor: ciemnozłoty
Zapach: rodzynki, stara skóra, woda różana, karmelki, perfumowany, pieczone jabłka
Smak: różany, pikantny dąb, plastelina, stara skóra, politura, chemiczny, plastik
Finisz: stara skóra, politura, gorzka czekolada, cierpki dąb
Głęboki, słodki ale i ciut ostry nos. Mnóstwo rodzynek i starej skóry, trochę wody różanej i karmelków. Odrobinę sztucznie perfumowany, w tle pieczone jabłka. W zasadzie archetyp beczki po sherry. W smaku za to dosyć nierówno. Zaczyna delikatny aromat różany, ale szybko atakuje pikantny dąb i, również typowa, wytrawna stara skóra. Przyjemne nuty mieszają się z duża ilością dziwnych i chemicznych, takich jak plastelina, politura czy plastik. Tak jak w niektórych destylarniach jest to oczekiwane i porządane (vide Ben Nevis), tak Glengoyne zawsze kojarzyła mi się z bardzo czystym destylatem. Finisz bardziej stonowany, stara skóra, jedynie odrobina dobrze współgrającej politury oraz klasyczna gorzka czekolada. Kończy się cierpkim dębem.
Whisky, możnaby powiedzieć, niezbalansowana albo nieskładna. Mimo to całkiem trzyma poziom, chociaż nie jest to typowa Glengoyne.