Wemyss Malts na blogu jeszcze nie było, a to trochę niedopatrzenie biorąc pod uwagę jakie dobre whisky potrafią zabutelkować. Warto również wspomnieć, że rodzina Wemyss jest mocno umocowana w biznesie whisky, zajmując się tworzeniem różnych blendów oraz, idąc za ogólną tendencją na rynku, otwierając destylarnię Kingsbarns.
O samej whisky
W tym przypadku serwują nam whisky z destylarni Bowmore, którą nazwali Kilning the Malt. Destylat z rocznika 1996 dojrzewał przez 23 lata aż do listopada 2019 w beczce po bourbonie. Po tym czasie moc beczki wyniosła 47.9%. Whisky jest niefiltrowana na zimno i niebarwiona.
Kolor: jasnozłoty
Zapach: cytrusy, przejrzałe mango, mentol, popiół, glony
Smak: cytrusy, wosk, mineralność, lekko słodki dąb, spalone drewno, plastik
Finisz: wosk, spalone drewno, mineralność, popiół
Pachnie tak, jak powinen pachnieć prawdziwy Bowmore po bourbonie, chociaż tutaj udział nut rolnych jest dosyć niski. Oczywiście mnóstwo cytrusów i przejrzałego mango. Odświeżający mentol i, przypominające, że mamy do czynienia z whisky z Islay, popiół oraz glony. Bardzo subtelnie i delikatnie. Na jeżyku za to od razu całkiem tłusto, co jest dosyć zaskakujące przy tak niskiej mocy. Ponownie cytrusy, które uzupełnia wosk ze sporą dawką mineralności. Delikatność smaku podkreśla lekko słodki dąb z wycofanym splanym dębem i plastikiem. Płynnie przechodzimy w finisz, gdzie dominuje wosk. Dalej spalone drewno, mineralność i na koniec popiół.
Whisky może niezbyt skomplikowana, ale bardzo trafiająca w moje gusta. Dosyć lekka, nawet letnia, prowadząca nas konsekwentnie prosto, jak po torach, ale przy tym po prostu bardzo, bardzo solidna. Za to właśnie lubię beczkę po bourbonie.