Z serią Elements of Islay zetknęliśmy się przy okazji Port Ellen PE5. Tym razem spróbuję mniej elektryzującej whisky, jednak dalej z solidnej destylarni, czyli Lagavulin.
O samej whisky
Pierwiastek LG5 został zabutelkowany w 2015 roku w mocy beczki 54.8% bez filtracji na zimno ani barwienia. Wiek whisky nie został określony, wiemy jednak, że dojrzewała w beczkach kolejnego napełnenia.
Kolor: słomkowy
Zapach: mdły, mydlany, alkohol, ciasteczka maślane, suche siano, mentol
Smak: słodki dąb, maślany, cytrusy, pikantny dąb
Finisz: plastik, spalony dąb, kwaśny popiół
Kolejny kandydat do pachnie jak młody Lagavulin. Bez zaskoczeń. Zaczyna się lekko mdle i mydlanie z odrobiną wyczuwalnego alkoholu. Czas w kieliszku bardzo pomaga, pojawiają się ciasteczka maślane i suche siano. W tle odrobina mentolu. Bo średnim starcie, w smaku jest na szczęście dużo lepiej. Dobra tekstura, alkohol niewyczuwalny. Sporo słodkiego dębu, ponowanie nuty maślane. Do głosu dochodzą cytrusy i pikantny dąb. Finisz trochę zaskakuje plastikiem, szybko jednak wychodzi na wierzch spalony dąb i kwaśny popiół.
Elements of Islay LG5 to whisky zdominowana przez destylat. Wpływ beczki jest minimalny, co nie znaczy, że sama whisky jest niedojrzała. W końcu maturacja to nie tylko wyciąganie smaku z dębu. Dosyć prosta, ale bardzo dobrze wyegzekwowana whisky.