10-letni Ben Nevis pojawił się już na blogu, jednak było to dosyć współczesne wydanie (z którego dostepnością przez pewien czas równiez były problemy). Ostatno jednak w jednym z małych francuskich sklepów udało się namierzyć kolegom z Fine Spirits Club stare butelkowanie, jeszcze ze starą etykietą i w starej butelce. Ja się oparłem zakupowi, ale i tak dotarł do mnie sampel od Maćka, za co bardzo dziękuję.
O samej whisky
Ben Nevis niewiele się zmienił od lat 2000. Już wtedy wersja 10-letnia rozlewana była w mocy 46% bez filtracji na zimno ani barwienia. Nie wiemy nic o użytych beczkach.
Kolor: złoty
Zapach: słodki dąb, wanilia, plastik, pieczone jabłka, zakurzona piwnica, wilgotna ziemia, nafta
Smak: lekko mdły, gorzki plastik, wosk, karton, zakurzona piwnica, gorzkie pestki wiśni
Finisz: cierpki dąb, gorzka czekolada, spalony papier, popiół, gorzki plastik
Nos otwiera się dosyć słodko, typowymi aromatami dla świeżej beczki po bourbonie. Mnóstwo słodkiego dębu i wanilli. Na drugim planie snuje się przyjemny, słodki plastik. Dalej pieczone jabłka i w końcu udaje się zidentyfikować wyczuwalny od początku brud – jest zakurzona piwnia i wilgotna ziemia. Z tyłu nafta, a może kulki na mole. Na języku dosyć płasko. Zaczyna się lekko mdle, jest sporo gorzkiego plastiku. Potem wchodzi wosk i karton. Ponownie pojawia się zakurzona piwnica i gorzkie pestki wiśni. Jest zdecydowanie surowo i bardzo wytrawnie. Nigdzie nie widać zapowiadanej w zapachu słodyczy. Finisz mocno dębowy w cierpką stronę. Sporo bardzo mocnej gorzkiej czekolady, jest aż kwaśno. Ciekawym aromatem jest spalony papier. Na koniec gorzki plastik.
Wydanie z 2002 roku, nawet pomimo ponad 20 lat spędzonych w szkle, nie odbiega profilem mocno od współczenego rozlewu. Mam jednak wrażenie, że sam kupaż lub użyte beczki są ciut gorzej jakości. W efekcie przekłada się to na dosyć ciężką whisky do picia, która może odrzucić wiele osób niemających ochoty skupić się na analizie i degustacji.