Co prawda lata 90. nie są jakiś wybitnym okresem w historii produkcji whisky, to mimo to trochę miniaturek z tych czasów również wpadło mi w ręce. Jestem ciekaw, czy nawet tak prozaiczne podstawki jak 12-letni Glenlivet (tutaj z oznaczeniami Pure Single Malt Scotch Whisky oraz nieużywanym już sloganem Unhurried Since 1824) ucierpiały w jakości w związku ze zwiększeniem światowego popytu. W końcu edycja z lat 80. Unblended All Malt na rynek włoski pita na festiwalu w Mediolanie była bardzo dobra.
O samej whisky
Koncernowa podstawka i to w miniaturce. Jedyne pewne informacje to wiek 12 lat oraz moc 40%.
Kolor: jasnozłoty
Zapach: czerwone jabłka, słód, dżem truskawkowy, gorzki dąb
Smak: gorzki dąb, czerwone jałbka, imbir
Finisz: gorzki dąb, popiół
Trzeba się bardzo skupić żeby coś wyciągnąć z zapachu. Wtedy pojawiają się czerwone jabłka, odrobina słodu i dżemu truskawkowego. Wszystko podszyte gorzkim dębem. Kubki smakowe również dają z siebie 100% aby wyłapać ślady gorzkiego dębu i czerwonych jabłek z ostrym imbirem. Finisz w zasadzie nie istnieje, gdzieś daleko wybrzmiewa gorzki dąb i popiół.
Whisky w zasadzie nie pachnie. I nie smakuje. Już się bałem, że coś ze mną nie tak, ale drugie podejście utwierdza mnie w przekonaniu, że jest to po prostu bardzo słaba whisky. Minimalna dopuszczalna moc na pewno też nie pomaga. Mając w pamięci współczesną edycję to chyba zaszły zmiany na plus względem lat 90.