Destylarnia Ardmore nie leży za bardzo w kręgu moich zainteresowa (mimo produkcji torfowego destylatu) i w sumie piłem chyba tylko jedną whisky stamtąd. Jednak ostatnio zwiększona podaż na polskim rynku delikatnie pchnęła mnie w jej stronę. Tak też z odmętów regału wyciągnałem kupioną dawno temu z rekomendacji forum bestofwhisky.pl butelkę.
O samej whisky
Destylat z października 2009 trafił do beczki kolejnego napełnienia po porto numer 2627 na 10 lat, aż do grudnia 2019. Po tym czase został zabutelkowany z mocy beczki 57.1% bez filtracji na zimno i w naturalnej barwie.
Kolor: jasnoróżowy
Zapach: słodki dym tytoniowy, kandyzowane wiśnie, woda różana, drewno wiśniowe, ciężkie perfumy, karmelki
Smak: słodki torf, poziomki, kwaśny dąb, popiół
Finisz: kwaśny dąb, popiół, grillowane mięso, spalone drewno
Nos bardzo intrygujący. Na początku minimalnie mdły, szybko przechodzi w złożone, ciężkie, męskie perfumy. Mocno drewniane, sporo słodkiego dymu tytoniowego, kandyzowane wiśnie, karmelki. Na języku głównie słodki torf z dużą dawką poziomek. Sporo kwaśnego dębu i popiołu. Słodko i dymnie w stronę Laphroaiga. Finisz dosyć długi, głównie kwaśny dąb. Potem popiół i bardzo delikatnie mięso z grilla. Na koniec spalne drewno.
Przyzwoita pozycja, ale nie do końca rozumiem zachwyty. Ani na tyle oryginalna, ani dobra aby ją polecać. Miło za to spróbować whisky z beczki po porto, która dodaje smaku a nie przytłacza.