Kooperacja Lagavulina z aktorem Nickiem Offermanem zdawała się jednorazową przygodą. Tymczasem na rynku dostępna jest już trzecia edycja stworzona przy współpracy z zaciekłym orędownikiem i ambasadorem marki. Pierwsza edycja dostępna była jedynie na rynku amerykańskim oraz bezpośrednio w gorzelni i na papierze wygląda dosyć zachowawczo. Edycja druga była już finiszowana w beczkach po Guinessie, a edycja trzecia w mocno wypalanych beczkach.
O samej whisky
Pierwsza edycja oferuje klasyczne beczki kolejnego napełnienia po bourbonie. Butelkowanie nastąpiło w 46% po filtracji na zimno oraz barwieniu.
Kolor: złoty
Zapach: słodki torf, niedojrzały banan, drożdże, ognisko, grill
Smak: wanilia, słodki torf, słodki dąb, grill, popiół
Finisz: popiół, wędzonka, mocno palony słód, piwna goryczka, spalony dąb
Znów pachnie jak młody Lagavulin (ile razy ostatnio to pisałem?). Dużo słodkiego torfu i niedojrzałego banana. Mocno wybijają się drożdże, poza tym ognisko i grill. Na języku całkiem oleista tekstura. Bardzo dużo wanilli i słodkiego torfu oraz słodkiego dębu. Ponownie grill ze sproą dozą popiołu. Finisz to głównie popiół ale też lekko słona wędzonka. Przebijają aromaty mocno palonego słodu i piwnej gorzyczki.
Nie jest to whisky wybitna, ale miłośnikom Islay, takim jak ja, na pewno posmakuje. Brakuje jej subtelności ale jest przyjemnie zdecydowana i pełna. Przy tym bardzo słodka, co wydaje mi się próbą (tym bardziej patrząc na marketing) przyciągnięcia osób nieznających destylarii, dla których może to być pierwszy kontakt z whisky dymną.