Kolejna whisky próbowana dawno temu w destylarni. Tym razem wygrzebałem sampel z wizyty w Lagavulin i degustacji z Ianem McArthurem.
O samej whisky
Ta edycja, butelkowana w 2018 roku, to efekt podwójnej maturacji w specjalne wypalanych (czyli pewnie bardzo mocno) beczkach z amerykańskiego dębu i pierwszego napełnienia po bourbonie. Rozlano 6000 butelek w mocy beczki 53.5% bez filtracji na zimno. Niestety nie znamy wieku whisky.
Kolor: białe wino, jasnozłoty
Zapach: cytrusy, kokos, mango, spalony dąb, mokre ognisko, popiół, świezy chleb, pasta do butów, gotowany burak
Smak: słodki, maślany, pieprzny, cytrusy, spalony dąb, popiół, mentol
Finisz: stek z grilla, sól, popiół
Nos otwierają cytrusy, z dużą dawką kokosa i mango. Potem wychodzi bardziej kojarzący się z sąsiednim Laphroaigiem spalony dąb i mokre ognisko oraz popiół. Młody wiek daje o sobie znać poprzez aromat świeżego chleba. W smaku najpierw słodki i maślany z bardzo tłustą teksturą. Niestety szybko skręca w stronę bardziej pieprzną. Pojawiają się klasyczne dla beczek po bourbonie cytrusy i odrobą mentolu. Pod koniec spalony dąb i popiół. Finisz krótki; stek z grilla, duża doza soli i popiołu.
Zaskakujące, ale pomimo różnicy wieku trochę przypimina mi 23-letniego Lagavulina, także smakowanego w magazynie. Oczywiście, tylko profilem, niemniej edycja Distillery Exclusive jest całkiem znośna. Butelki bym jednak nie kupił. Edycje Diageo Special Releases wypadają jednak lepiej.