Dawno nie było na blogu porządnej sherrówy. Zajrzyjmy więc do destylarni Glendronach.
O samej whisky
Do czynienia mamy z edycja z pojedyńczej beczki po sherry Pedro Ximienez numer 325. Destylat z grudnia 1994 dojrzewał w niej przez 24 lata aż do butelkowania w roku 2019. Rozlano 623 butelki w mocy beczki 51.9%.
Kolor: ciemna herbata
Zapach: stara skóra, słodki tytoń, truskawki, woda różana, suszona włoszczyzna
Smak: poziomki, jeżyny, kwaśny tytoń, imbir, pomarańczowa czekolada
Finisz: warzywna kostka rosołowa, tytoń, woda różana
Nos ekstremalnie syropowy. Stara skóra miesza się ze słodkim, truskawkowym tytoniem. Nie jest on jednak kwaśny, a dobrze wysuszony. Owocowy klimat podbija odrobina wody różanej. Momentami pojawia się odrobina glutaminianu sodu, kojarząca mi się z pieczonym kurczakiem i warzywną kostką rosołową. W smaku na początku dosyć płasko, rozkręca się z czasem. Z rozwodnionego kompotu poziomkowego powoli zamienia się w jeżynowego potwora. Dalej ewoluuje w stronę kwaśnego tytoniu i imbiru. Minimalnie czuć pomarańczową czekoladę. Finisz rozpoczyna ponownie warzywna kostka rosołowa. Potem pojawia się tytoń i woda różana.
Ten Glendronach jest już bardziej okiełznany od innnych single casków. Ciut mniej intensywy, za to prezentuje ciekawy balans pomiędzy słodkimi owocami a dosyć wytrawnym tytoniem i skórą. Jest jednak ponownie mocno przewidywalny. Nie zmienia to faktu, że jest to bardzo dobra whisky. Jeśli miałbym iśc w sherry bomby to wybrałbym jednak Glengoyne, które, mam wrażenie, lepiej dogadują się z beczką.