Kilchomany 100% Islay raczej nigdy specjalnie mi nie smakowały, co widać między innymi po ocenie poprzedniej edycji – Kilchoman 100% Islay 10th Edition 2020. Do najnowszego wydania podchodziłem bez emocji, ale ostatecznie bardzo pozytywnie mnie zaskoczyła.
O samej whisky
Ta edycja to kupaż 26 beczek po bourbonie i 7 sherry buttów. Destylat wyprodukowano ze zbiorów jęczmienia z lat 2007, 2009, 2010 oraz 2011, co finalnie dało 9-letnią whisky. Butelkowana w mocy 50% bez filtracji na zimno ani barwienia.
Kolor: złoty
Zapach: cytrusy, wanilia, siano, świeży chleb, sos sojowy, rolnie
Smak: cytrusy, popiół, spalony dąb, brudne sherry, odrobinę chemicznie
Finisz: popiół, lekko pikantny, spalone drewno, imbir
Nos otwierają nuty typowe dla beczki po bourobnie – cytrusy i wanilia. Potem znane z młodych torfów siano i świeży chleb. Przełamuje to nuta sosu sojowego i trochę nut rolnych, przypominająych mi niedawnego Kilchomana 2010 dla M&P. W smaku podobnie, dołącza spalony dąb i w końcu czuć wpływ beczki po sherry objawiający się lekkim brudem. Obecna jest też odrobina aromatów chemicznych. Finisz mocno popiołowy i wytrawny. Lekko pikantny z dużą dozą spalonego drewna i imbiru. Trochę przypomina mi charakterem Laphroaiga.
Zdecydowanie najlepsza edycja 100% Islay jaką piłem. Nie jest zbyt złożona ani bardzo dojrzała. Bardzo klasyczny single malt z Islay.