Recenzja: Bowmore 1999 Bourbon Hogshead #1461 Handfill

Niestety wizyta w destylarni Bowmore ponownie rozczarowała. Nie udało się kupić nic ciekawego, dobrze chociaż, że spróbowałem 20-letniej distillery exclusive. Za to wizyta w Bowmore Hotel to całkiem inna bajka. Z bogatego menu wybrałem dwa handfille. Zaczynamy.

O samej whisky

Wybór nie mógł paść na nic innego jak beczka po bourbonie. W tym przypadku zalaną w marcu 1999 i zabuelkowaną w marcu 2017 co daje już whisky 18-letnią. Oczywiście w naturalnej barwie i mocy 51%, bez filtracji na zimno.

Kolor: złoty
Zapach: siano, słód, farba, kraby, plastelina, pieczarki, zgniłe kwiaty
Smak: pikantny, mango, cytrusy, popiół, białe wino
Finisz: długi, słodkie mango, dym, pikantny dab, popiół

Straszny śmierdziel na nosie. Dziwna mieszanka aromatów morskich i chemicznych. Bardzo mi się podoba. W smaku ciut pikantny, zarazem słodki, przyjemnie tłusty. Sporo znanych ze starszych torfów mango i cytrusów. Finisz długi i kontynuujacy nuty z języka. Popiół przypominający trochę Laphroaiga.

Aromaty na wszystkich poziomach są intesywne i płynnie się przenikają. Trochę po podobnej linii, rolno-brudnej, idzie ostatni single cask Kilchomana dla M&P. Jak tak smakuje dobry Bowmore to czas zacząć rozglądać się za starszymi wydanami. Przepaść względem podstawek.

Ocena: 89/100

Dodaj komentarz

Czytam i polecam: DramHunter | MaltVader | Fine Spirits Club