Recenzja: Springbank 2011 Refill Sherry Hogshead Rotation 260

Całkiem zapomniałem o przeglądzie Springbanków z Cagea. A kilka butelek jeszcze stoi.

O samej whisky

Ta konkretna to destylat z 2011 roku dojrzewający przez 9 lat w beczce kolejnego napełnienia po sherry znajdującej się w magazynie numer 3, czyli klasycznym dunnage. Butelkowanie nastapiło w mocy 59.4% bez filtracji na zimno ani barwienia. Butelka pochodzi z rotacji 260.

Kolor: bursztynowy
Zapach: główki zapałek, gotowane jajka, kostka rosołowa, gotowane warzywa, sherry, czekolada, wiśnie
Smak: pikantny, mięsny, smar, truskawki, siarka, dąb
Finisz: pikantny, smar, truskawki, gotowane jajka, siarka, pikantny dąb

W zapachu na początku gotowane jajka i siarkowe główki zapałek. Dalej kostka rosołowa i gotowane warzywa. Po czasie zapach się otwiera i zaczyna przypominać sherry, również pod postacią czekolady i wiśni. Na początku w smaku dosyć pikantnie i mięsnie. Dużo smaru i truskawek, z tyłu odrobina dębu. Po odpoczynku w kieliszku wyraźnie łagodnieje. Finisz wciąż pikantny i wciąż smar, truskawki i gotowane jajka. Do tego trochę siarki i na końcu pikantengo dębu.

Znowu kalejdoskop wrażeń. Sam nie wiem czy to whisky nowoczesna czy klasyczna. Trochę przypomina Port Charlotte MRC albo jeszcze brudniejszy Springbank 18. Niezwykle tłusta i intensywna jak na tak młodą whisky. Po odpoczynku w kieliszku trochę się uspokaja. Pomimo pikantności bardzo trafia w moje gusta.

Ocena: 88/100

Dodaj komentarz

Czytam i polecam: DramHunter | MaltVader | Fine Spirits Club