Kolejna Caol Ila od chyba największego obecnie bottlera, czyli Signatory. Tym razem z linii Vintage Collection. W sumie czemu mieliby przestawać skoro wychodzi dobrze za każdym razem?
O samej whisky
Ta edycja to kupaż dwóch beczek (numery 321157 i 321160) nieznanego typu. Obie zostały napełnione destylatem z listopada 2009 i zabutelkowane w lutym 2020 w naturalnym kolorze i bez filtracji na zimno. Moc została obniżona do 43%.
Kolor: słomkowy
Zapach: słodki, siano, przyprawa do kurczaka, Maggi, spalony plastik, mokry torf, cytrusy, spalone drewno
Smak: spalone drewno, cytrusy, mango, grill
Finisz: kwaskowy popiół, cytrusy, spalone drewno, gorzkie pestki wiśni
Nos bardziej przypomina mi 12-letniego Lagavulina niż Caol Ilę, do tego rozwodnioną. Mega oleisty i słodki, siano, sporo umami pod postacią przyprawy do kurczaka i Maggi, bardzo mięsnie jak na Caol Ilę. Potem spalony plastik i spalone drewno wymiaszane z mokrym torfem. Pomiędzy tym cytrusy. Na języku już czuć rozwodnienie. Jest zdecydowanie bardziej płasko niż obiecywał nos. Ponownie spalone drewno przeplata się z klasycznymi cytrusami z odrobiną mango. Trochę nuty przypalongo grilla. Finisz to ponowanie dominacja wytrawnego i kwaskowego popiołu. Do tego znów spalone drewno z nutami cytrusowymi. Na samym końcu gorzkawe pestki wiśni.
Po nosie Lagavulin, po smaku, a zwłaszcza finiszu, ugrzecziony Laphroaig. Whisky nieskomplikowana ale niebezpiecznie pijalna, co zresztą widać po poziomie w butelce. Przy wyższej mocy byłoby kilka punktów w górę.