Dawno nie było degustacji w ciemno. Tym razem za sampla dziękuję Łukaszowi.
Jak się okazuje, whisky którą piłem to nowy Glenlivet 12YO Illicit Still. Nigdy nie przepadałem za tą destylarnią, ale tej edycji chciałem spróbować. Ten Glenlivet jest dosyć wyjątkowy jak na tak masową butelkę z tej półki cenowej. A czemu, o tym w następnym akapicie.
O samej whisky
Wspomniana wyżej wyjątkowość to brak filtracji na zimno i barwienia karmelem. Czyżby podążanie za trendami? Dla wielu małych destylarni taka praktyka jest standardem, dla takiego molocha na Glenlivet może być wyzwaniem. Zwłaszcza, kiedy konsumenci tak masowego malta oczekują tego samego w każdej butelce. Poza tym, wiemy, że whisky dojrzewała 12 lat, nie wiemy jednak w jakich beczkach. Kolejnym plusem jest butelkowanie w podwyższonej mocy 48%.
Przypominam, że to degustacja w ciemno i o tych wszystkich parametrach dowiedziałem się po fakcie.
Kolor: jasnozłoty
Zapach: brzoskwinie, słód, mirabelki, woda różana
Smak: truskawki, chemiczny, cytrusy, dąb
Finisz: średni, lekko chemiczny, gorzkie pestki wiśni, gorzki dąb, benzyna, popiół
Zapach lekko alkoholowy, pod tym jednak całkiem sporo brzoskwiń i słodu. Momentami lekko mdle. W tle odrobina mirabelek i wody różanej. Nos dosyć zwiewny i lotny, obstawiałbym beczkę po sherry kolejnego napełnienia. Po tym alkoholowym nosie spodziewałem się wysokiej mocy, na języku jednak jest ciut płasko. Obstawiałbym poniżej 46%. Trochę truskawek, lekko chmiczny. W tle przygaszone cytrusy i dąb. Finisz średniej długości. Na początku lekko chemiczny, następnie sporo gorzkich pestkek wiśni, gorzkiego dąb i na sam koniec odrobina benzyny i popiołu. Utwierdzam się w przekonaniu o beczkach po sherry. Smak dosyć znajomy. Obstawiam jakiegoś Speysidera lub Highlandera.
No byłem całkiem blisko. Szkoda tylko, że podwyższona moc nie przekłada się na intensywność i ilość aromatów. Duży plus to wyczuwalna słodowość.