Po zaskakująco smakujących mi Glenrothesach w słusznym wieku z końca ubiegłego millenium (Glenrothes 1996 Cadenhead oraz Glenrothes 1997 Signatory #6369) destylarnia ta trafiła na listę gorzelni, którymi warto się zainteresować. Do tej pory żadne oficjalne butelkowanie Glenrothes jakoś szczególnie mi nie posmakowało, jednak wymienone wyżej pozycje pokazały, że jest to jedna z tych destylarni, które potrafią zabłysnąć w niezależnych bottlingach. Zwłaszcza starsze wydania. Kiedy na horyzoncie pojawiła się więc 23-letnia butelka od Whiskybroker nie zastanawiałem się długo.
O samej whisky
Whiskybroker jest zdecydowanie jednym z najbardziej transprentnych bottlerów. Z etykiety dowiadujemy się więc, że mamy do czynienia z destylatem z października 1997, który trafił do beczki po sherry Oloroso typu butt, gdzie dojrzewał do września 2007. Wtedy został przelany na kolejne trzy lata (do października 2020) do beczki po sherry pierwszego napełnienia, również typu butt numer 15400. Whisky zabutelkowano w mocy beczki 54.8%, bez filtracji na zimno ani w naturalnej barwie.
Kolor: złoty, minimalnie różowy
Zapach: sherry, rodzynki, stara skóra, Twizzllers, herbata owocowa, gotowane jajko, wędzona papryka
Smak: sherry, woda różana, proch strzelniczy
Finisz: sherry, siarka, dąb, ciemna czekolada, aceton, ziemia
Nos raczej zachowawczy i dosyć klasyczny, choć ciut brudny. Ciężkie sherry z dużą dozą rodzynek, trochę w stylu Glenfarclasa. Zdecydowanie czuć podkręcenie świeżą beczką na finiszu. Potem stara skóra, herbata owocowa, odrobina gotowanego jajka i słodkiej wędzonej papryki. W smaku również dominuje sherry, zdecydowanie bardziej wytrawne niż słodkie. Siarkowy proch strzelniczy i ginąca w tle woda różana. Delikatnie pikantnie. Trochę płasko i nudno. Finisz zdominowany przez beczkę, sporo sherry i dębu. Niestety, ponowanie jest to sherry w mocno siarkowym wydaniu. Odrobina czekolady. Do tego końcu aceton i ziemisty posmak. Pozostawia taniczny, gorzki posmak zepsutego wina.
No i wyszła brudna sherry bomba. Akurat po 23-letniej whisky oczekiwałem bardziej subtelnych doznań. Whisky dobrze przyjmuje wodę, trochę łagodnieje, lecz smak zbytnio się nie zmienia. Do bólu poprawna. Aż tyle i tylko tyle. Szczerze mówiąc, to piłem dużo młodsze sherry bomby na wyższym poziomie. Czyżby pierwsza beczka była aż tak jałowa, że trzeba było ją podkręcać finiszowaniem? Zapach przyjemny, smak dosyć brudny, ale ma swój urok i całość była do uratowania. Niestety finisz psuje ogólny odbiór.