Czas usiąśc do sampli whisky próbowanych podczas ostatniej wizyty na Islay. Na pierwszy ogień Kilchoman, gdzie udało się spróbować kilku dawno niedostępnych edycji.
O samej whisky
Destylat z grudnia 2011 uwędzony do 50PPM dojrzewał w beczce po bourbonie pierwszego napełnienia przez niecałe 7 lat. Następnie trafił na 19 miesięcy finiszowania do świeżej beczki po Maderze, dając w sumie whisky w wieku 8 lat. Rozlano 254 butelki w mocy beczki 55%. Oczywiście bez filtracji na zimno i w naturalnej barwie.
Kolor: ciemnozłoty, lekko pomarańczowy
Zapach: skóra, tytoń, cukierki wiśniowe, woda różana, lakier, mentol, sól, wiśniowy dym, śmietana
Smak: wiśnie, kwaśna żurawina, mentol
Finisz: wędzonka, wiśnie, kwaśny dąb, spalone drewno
Zapach bardzo ciekawy. Z czasem ewoluuje ze skóry i tytoniu bardziej w stronę owocową: tanie cukierki wiśniowe i wodę różaną. Momentami czuć lekko chemiczny aromat lakieru i zimny mentol. Odrobinę słono. Pod tym wszystkim delikatny wiśniowy dym i odrobina śmietany. Niestety w ustach momentalnie ścina język. Ciężko wyłapać cokolwiek poza oczywistymi wiśniami i żurawiną. Bardzo kwaśno. Po dodaniu wody wychodzi mentol, ale znacząco spada intensywność. Finisz zaskakująco dymny jak na Kilchomana. Głównie wędzonka, znów kwaśne wiśnie i dąb. Na końcu spalone drewno.
Woda bardzo mu pomaga. Ładnie się otwiera, nie jest taki ostry w smaku, a w zapachu dym (w postaci mięsa z grilla) wychodzi naprzód. Jednak i tak potencjał został zmarnowany. Whisky ciężka w odbiorze, totalnie zdominowana przez beczkę. Mimo, już nie tak młodego wieku, bardzo ostra i agresywna w smaku.