Może nie wiecie, ale Kilchoman to farma. Mają własny kombajn i pole, na którym uprawiają jęczmień. Ten jęczmień potem sami słodują. Na koniec trafia on właśnie do edycji 100% Islay. Trochę podobnie jak w Bruchladdich i ich edycjami Islay Barley.
O samej whisky
To już dziesiąty rok kiedy pojawia się edycja 100% Islay. Na etykiecie nie ma informacji o wieku, jednak możemy znaleźć informacje, że jest to whisky 9-letnia. Do kupażu użyto 39 beczek po bourbonie i dwóch po sherry Oloroso. Butelkowanie nastąpiło w mocy 50% w naturalnej barwie, bez filtracji na zimno.
Kolor: białe wino
Zapach: limonka, pasta do butów, budyń, woda różana, mango, perfumy, popiół, chleb
Smak: gorzki dąb, herbata
Finisz: średni, lakier, zioła, porto, popiół
Na nosie mocne uderzenie limonka. Drugi mocny aromat to świeżo wypastowana skóra. W tle przewija się słodki budyń, woda różana, słodkie mango. Na końcu popiół i świeży chleb. Z początku było trochę alkoholowo, ale z czasem to mija. W smaku bardzo gorzko. Zmruszały dąb i bardzo mocna, długo parzona, zimna herbata. Finisz średniej długości, ale szybko gaśnie. Na początku przedłużenie smaku, głównie lakier. Po chwili zioła i odrobina porto. Potem zostaje tylko ściągający język popiół.
Chyba pierwsza 100% Islay jaka mi smakowała. Nie ma szału, ale można wypić z przyjemnością.