Glendronach to jedna z destylarni najczęściej wymienianych jako ulubione. Widać to również po cenach. Mnie nigdy szczególnie nie porywał, zwłaszcza ze swoją filozofią bazowania na beczkach po sherry. Według mnie bardzo często skutkuje to zgubieniem charakteru destylatu. Co nie znaczy, że Glendronacha nie lubię. Wersję 18-letnią bardzo cenię, a 12-letnią uważam za bardzo przystępną podstawkę. Dziś pójdziemy krok dalej i spróbujemy crème de la crème, czyli single caska w słusznym wieku.
O samej whisky
Po machlojkach Billiego Walker ciężko powiedzieć czy mamy z prawdziwym single caskiem, czy po drodze doszło do jakiegoś przelewania. W każdym razie, whisky została rozlana w 2019 w ramach Batch 17 z beczki po sherry Oloroso. W sumie dojrzewała przez 26 lat, ponieważ destylacja nastąpiła w październiku 1992. Producent nie podaje czy była filtrowana, barwiona, ani czy jest w nocy beczki. Whisky ma moc 59.8%.

Kolor: ciemna herbata
Zapach: rum, stary magazyn, czekolada mleczna, bułka z rodzynkami, lukier
Smak: pikantny, czekolada, przyprawy, pomarańcze, lakier
Finisz: długi, mięsny, siarka, alkoholowy, lakier
Zapach dominują nuty rumowe. Ekstremalnie słodko i tropikalnie. Przez to przebija się stary magazyn. Z czasem rum zanika i pojawia się czekolada mleczna. Wrażenie słodyczy potęguje zapach przypominający świeżo wypieczoną słodką bułkę z rodzynkami z lukrem na górze. Trochę przypomina wypusty od Bimber. W smaku bardzo pikantny, ale ma to tutaj swój urok. Ponownie sporo czekolady, tutaj już raczej kwaśnej. Odrobina pamarańczy i lakieru. Finisz długi, bardzo mięsny. Dużo siarki. Co ciekawe, pozostaje palący, alkoholowy posmak i chemiczny lakier. Psuje to odbiór całości. Co poszło nie tak?
Kolejny single cask Glendronacha, który buduje oceną intensywnością. Nie wiem czy jest to prawdziwy single cask, czy destylat był przelewany z beczki do beczki, ponieważ whisky jest bardzo podkręcona i jednowymiarowa. Glendronach jednak nie dla mnie. Charakter destylatu ginie.