Ostatnią butelką na blogu z tegorocznych festiwalowych wydań destylarni Springbank jest 18-letni Hazelburn. Po Springbanku, którego nie dorwałem, jest to najstarsza whisky z pakietu. Pozostałe był to Kilkerran 14-letni oraz Longrow 10-letni.
O samej whisky
Potrójnie destylowany w 2001 roku spirytus dojrzewał przez 18-lat w beczkach pierwszego napełnienia po bourbonie. Zabutelkowany został w mocy 47.4% bez filtracji na zimno ani barwienia karmelem. Rozlano 792 butelki.
Kolor: złoty
Zapach: dojrzałe jabłka, słód, mineralność, białe winogrona, owsianka, kandyzowana skórka pomarańczowa, wosk
Smak: białe winogrona, skórka pomarańczowa, cytrusy, perfumy
Finisz: gorzka skórka pomarańczowa, mineralność, wosk, słodki dąb, grapefrut, zboże
Na nosie mocno w stylu whiskey irlandzkiej, nawet trochę jakby pot still? Sporo dojrzałych jabłek i słodu, potem Springbankowa mineralność. Następnie białe winogrona, powraca nuta słodowa pod postacią owsianki, na końcu bardziej cierpkie nuty kandyzowanej skórki pomarańczowej i wosku. Beczkę po bourbonie czuć głównie na języku, gdzie dominują białe winogrona i skóka pomarańczowa z dodatkiem innych cytrusów oraz ciężkich nut pefum. Bardzo mocno po linii podstawowego Hazelburna 10-letniego z tym, że ciut delikatniej. Wszystkie smaki są jakby lepiej wymieszane i bardziej spójne. Finisz zaskakująco wytrawny jak na bardzo zbalansowany zapach i smak. Mocno cierpka i gorzka skórka pomarańczowa oraz wosk. Pojawia się znów mineralność, tutaj przypominająca twardą wodę. Przyjemnie ściąga język kończąc grapefrutowym akcentem. Gdzieś po drodze pojawia się słodki dąb i na koniec minimalnie nuty zbożowe.
Zaskakująco blisko podstawowego Hazelburna 10-letniego w wiekszości wymiarów. Nie jest to złe, jednak po prawie dwukrotnie dłuższym okresie dojrzewania liczyłem na większą różnicę. Tak samo, jak nie jest to zła whisky. Nie ma większych wad, ale także nie posiada jakiś większych zalet. Mimo wszystko, bardzo na poziomie. Pomaga jest odpoczynek przez kilka minut w kieliszku.