Recenzja: Glengoyne Cask Strength Batch 007

Po przyzwoitym, chociaż płaskim, Glengoyne Cask Strength Batch 006 pora na następcę. Oto Batch 007.

O samej whisky

Względem poprzedniego wydania dużo się nie zmienia. Wciąż dostajemy whisky bez określenia wieku, bez filtracji na zimno, bez barwienia karmelem i w mocy beczki. Gdyby nie brak wieku to byłoby bingo. Tym razem butelkowanie nastąpiło wmocy 58.9%. Użyto głównie beczek kolejnego (63%) oraz pierwszego użycia (32%) po sherry. Pozostałe 5% to, pierwszy raz w historii serii, beczki po bourbonie.

Kolor: złoty
Zapach: czerwona pomarańcza, miód, kompot truskawkowy, galaretka, herbata
Smak: lekko pikantnie, sherry, słód
Finisz: długi, średnio pikantny, skórka pomarańczowa,

Na nosie zdecydowanie słodziej niż poprzednie butelkowanie. Na pierwszym planie, również, gorzkawe czerwone pomarańcze, ale potem już słodki miód i kompot truskawkowy. Prościej, ale równie zachęcająco. W smaku również słodziej ale delikatniej. Jak to u Glengoyne, głównie sherry. Miłym zaskoczeniem jest nuta słodowa. Finisz subtelniejszy, choć równie długi. Średnio pikantny, raczej wytrawny. Głównie skórka pomarańczowa.

Alkohol nigdzie się nie przebija, jak to zdarzało się w poprzedniej edycji. Prościej, bardziej owocowo, delikatniej. Zdecydowanie zmiana na plus.

Ocena: 85/100

Patrząc na NAS-owe wydania Glengoyne w mocy beczki (oba Cask Strength, Teapot Dram) dochodzę do wniosku, że to zdecydowanie inna bajka niż podstawki. Wciąż dosyć delikatne (jeśli można tak mówić o whisky ~60ABV) i ułożone, ale zdecydowanie bardziej wytrawne.

Dodaj komentarz

Czytam i polecam: DramHunter | MaltVader | Fine Spirits Club