Z lekkim opóźnieniem, ale w końcu dotarł tegoroczny Laphroaig Cairdeas z okazji Feis Ile. Znów, teoretycznie, mamy whisky NAS, jednak jak to wygląda w praktyce…
O samej whisky
John Campbell, podczas premiery podał informację, że jest to whisky 8-letnia. Użyto dwóch typów destylatu: pierwszy spędził 5 lat w klasycznych beczkach po bourbonie, kolejne trzy to finiszowanie w beczkach po winie, drugi zaś to całe 8 lat w beczkach drugiego napełnienia po porto. Butelkowana w mocy 52%. W niektórych miejscach można trafić na informację, że jest to moc beczki, jednak biorąc pod uwagę fakt, iż Laphroaig co roku zwiększa moc wydań z okazji Feis Ile o 0.1 p.p. wątpię w tę informację. Whisky jest niefiltrowana na zimno.
Kolor: ciemnozłoty, delikatnie różowy
Zapach: torf, mokra ziemna, lukrecja, czerwona porzeczka, przypalony kotlet, wilgotne glony, pączki, lukier
Smak: słodkawy, oleisty, delikatnie dębowy, taniny, czerwona porzeczka, maliny, popiół
Finisz: średniej długości, kwaśny, popiół, wypalony dąb, anyż
Zapach wyjątkowo mało dymny i popiołowy, głównie przypomina wilgotną piwnicę. W smaku nuty winne rzeczywiście dosyć mocno wyczuwalne, jest lekko słodko i oleiście, delikatnie dębowo. Pojawiają się kwaskowe czerwone owoce. Finisz to dobrze znane uderzenie popiołu. Cierpi jednak na tę samą przypadłość co większość młodych Laphroaigów ostatnio, czyli zbytnią dębowość. Mimo delikatnej słodkości, whisky jest wytrawna, głównie przez wszechobecny gorzkawy i cierpki posmak. Jest jednak miłą odmianą od ostatnich wypustów destylarni. Trzeba będzie porównać z Laphroaig Brodir.