Zaczynając swoją przygodę z whisky bardzo wierzyłem Jimowi Murrayowi. Sam nie wiem czemu. Kiedy dowiedziałem się więc, że za najlepszą 10-latkę (lub młodszą) w 2016 i 2017 uznał własnie Glen Grant, szybko trafiła ona na moją listę zakupową.
O samej whisky
Jak to bywa przy niższej półce podstawek nie mamy za dużo informacji. Wiemy jedynie, że whisky jest filtrowana na zimno i barwiona karmelem. Butelkowanie następiło w mocy 40%.
Kolor: słomkowy
Zapach: zielone jabłka, świeża trawa, cytrusy, morele
Smak: cytrusy, orzechy, lekko pikantny
Finisz: delikatnie dębowy, zielone orzechy włoskie, momentami alkoholowy
W zapachu jesteśmy bardzo blisko profilu Glenfiddicha 12-letniego, chociaż odrobinę lżej. Dominują typowe dla Speyside aromaty zielonych jabłek, świeżej trawy i odrobiny cytrusów i moreli. Gdzieś w tle można doszukać się ledwo wyczuwalnego sherry, orzechów i siarki z zapałek. Smak również bardzo delikatny, mniej pikantny niż w Glenfiddichu. Mało intensywny, nie za dużo sie dzieje. Głównie cytrusy, gdzieś z tyłu odrobina dębu i orzechów. Mimochodem pojawia się sherry, będące, moim zdaniem, efektem użycia wysłużonych beczek, które jednak dają głównie wspomniany dębowy posmak. Finisz to delikatny ale płaski – tepy dąb i niedojrzałe orzechy włoskie, lekko gorzki, co dalej jest efektem wysłużonych beczek. Momentami przebija alkohol.
Jest prosto, ale nie jest źle. Można pić i się nie krzywić. Nie dziwię się w sumie czemu Glen Grant jest tak popularny w południowych Włoszech. Wyższa moc mogłaby sporo pomóc.
19 października, 2020
[…] też nuty siarki i delikatnego dymu. Pierwsze skojarzenie to typowy młody Speyside w stylu whisky Glen Grant 10-letniej czy Glenfiddich 12-letniej w bardziej agresywnym wydaniu. W smaku po tej samej linii ale […]