Po lekkim niedosycie jaki pozostawiła podstawka Laphroaig 10YO dziś pora na wersję w mocy beczki. Pierwsze wydania tej edycji pojawiły się na rynku w roku 2000. Od 2009 ukazują się regularnie kolejne partie. Moc trochę się różni, zazwyczaj jednak oscyluje w okolicach 58%.
O samej whisky
Najnowszy Batch 11 został zabutelkowany w marcu 2019 w 58.6%. Jak wszystkie poprzednie edycje CS nie jest barwiony karmelem ani filtrowany na zimno. Wydaje mi się, że przy tej partii rozlano więcej butelek niż zazwyczaj – Batch 11 wciąż jest dostępny, a na horyzoncie nie widać Batch 12.
Kolor: herbata z cytryną
Zapach: świeże cytrusy, dojrzałe mango, oscypek, dym, skóra, woda różana, może nawet kokos
Smak: potężne uderzenie popiołu, lekko pikantny, ananas, morskie glony
Finisz: delikatnie pieprzny, spalone drewno, popiół
Przyjemnie owocowy noc, co nie oznacza, że nie ma tu sporej dawki dymu i popiołu. W smaku najpierw pikantny, potem czuć popiół i pojawiają się słodkie akcenty owoców tropikalnych. Wysoka zawartość alkoholu nie jest mocno wyczuwalna. Wersja cask strength nadrabia niedociągnięcia podstawowej 10 z nawiązką. Zalecam jednak pić ostrożnie, jeśli nie checie czuć się jakby ktoś wpychał wam w gardło spalone szczepki.