GlenAllachie to jedna z młodszych gorzelni w Speyside – została założona w 1967 roku. Od 2017 roku jest własnością Billego Walkera. Zanim to się stało, prawie cała produkcja była wykorzystywana do produkcji blendu Chivas Regal, okazjonalnie była dostępna jako single malt w ramach wydań specjalnych.
Piłem kilka GlenAllachie na festiwalach, nigdy nie zapadły mi w pamięć. Byłem kuszony również zakupem w pofestiwalowych, promocyjnych cenach. Chęć zakupu dodatkowo napędzały dobre recenzje i ogólnie uznanie na forach. Jednak nigdy się nie zdecydowałem, ponieważ z tyłu głowy ciągle słyszałem głos przypominający, że nie lubimy się z Billym Walkerem. Niemniej, w moje ręce wpadł sampel (dziękuję Tobiasz), więc warto dokonać reewaluacji swojego stanowiska.
O samej whisky
Whisky pochodzi z jednej beczki po porto (numer 1860) w której spędziła 12 lat – od momentu desytlacji 1.05.2007 do butelkowania w sierpniu 2019. Destylacja miała więc miejsce przed przejęciem gorzelni przez Billego Walkera. Udało się rozlać 638 butelki w mocy beczki 58.7%, bez filtracji na zimno i barwienia. Jest to drugi już rozlew single casków od GlenAllachie. Butelki z tej konkretnej beczki trafiły do dystrybucji wyłącznie w Europie.
Kolor: rubinowy, sok malinowy
Zapach: sporo alkoholu, cukierki z wiśniówką, truskawki, kompot, mleczna czekolada
Smak: ciepły, truskawkowy, pikantny imbir
Finisz: dosyć pieprzny, średniej długości, palący
Wow, co za kolor. Wygląda pięknie. Niestety zapach mocno alkoholowy, na szczęście przebijają się czerwone owoce, głównie młode, kwaskowe truskawki. W znów truskawki i bardzo ostry imbir. Ciężko więcej wyłapać poprzez ogromną pikantność. Nie byłem pewien, czy to ze mną coś jest nie tak i porównałem z Auchroiskiem 2010 BWM (59.9%). Tam, pomimo wyższej mocy i młodszego wieku, nie czuję tak alkoholu, czyli wszystko ze mną w porządku. W GlenAllachie alkohol mocno dominuje i drażni język, bez wody się nie obejdzie.
Zapach: czerwone owoce, truskawki, jerzyny, żelki poziomkowe
Smak: truskawki, cynamon, cytryny, lemoniada rabarbarowa
Finisz: słodkie wiśnie, delikatnie porzeczkowy, mniej, ale wciąż alkoholowy
Woda (dużo wody) bardzo pomaga. Zazwyczaj nie mam problemu w piciem whisky w mocy beczki, jednak tutaj mój język został sparaliżowany. Po rozcieńczeniu, jest łatwiej, aczkolwiek nie łatwo. Whisky bardzo kwaśna. Szkoda, bo kolor i nos bardzo fajne.
Wygląda na to, że nie polubimy sie z Billym Walkerem.
3 czerwca, 2020
[…] przeznaczonych na Europę. Recenzja rok młodszej beczki po Porto z tego samego rozlewu tutaj. Przypominam, że degustacja była prowadzona w ciemno, bez wiedzy o żadnym z […]
4 maja, 2020
Drogi Panie Michale,
Pozwolę sobie opisać kilka swoich wrażeń z wczorajszej degustacji ww. trunku, albowiem nasunęło mi się kilka przemyśleń.
Po pierwsze, kalibrację rozpocząłem od The Balvenie 14yo Caribbean Rum Cask Finish. Mam do tej butli spory sentyment, bo to prezent od narzeczonej z okazji zaręczyn i jednocześnie pierwsza butla, która pozwoliła mi świadomie wejść w świat whisky.
No i wczoraj pierwsze podejście było takie, że okazała się być bardzo agresywna, estrowa, alkoholowa i pieprzna. Nie zrażając się, zostawiłem pół porcji na później; no i po około 30 minutach była to zupełnie inna whisky. Dużo bardziej łagodna, gdzie na pierwszy plan wyszło sporo owoców tropikalnych i dało się poczuć trochę rumowej słodyczy.
A nawiązuję do tego, bo oceniłeś ją, drogi Panie, na 79/100.
No i dalej. Glenallachie 2007 Port Pipe 12yo #1860.
Pierwsze otwarcie po zakupie i pierwsza porcja pokazały, że to zupełnie inna whisky niż sampel, na podstawie którego podjąłem decyzję. Byłem lekko zawiedziony, ale nie dałem za wygraną i kilka dni wcześniej otworzyłem butelkę na kilka godzin, aby złapała powietrza. Ponadto po tym jak odlałem dwie porcje, w butli znalazło się trochę więcej miejsca na tlen.
Do tego wczoraj też odstała swoje w kieliszku i nagle powróciła jakość z sampla, w którym się zauroczyłem.
Wcześniej jak najbardziej rozumiałem powyższą recenzję, bo ta edycja Glenallachie zdaje się być „nieopierzonym młokosem” wśród butelek ze Speyside, który atakuje raz po raz lewym i prawym sierpowym. Może się to nie spodobać.
No i sumarycznie przy tych obu butlach, porównując moje odczucia do Pańskich, drogi Panie, zacząłem się zastanawiać czy „kalibrujesz się Pan” przed degustacją i czy dajesz odpocząć trochę w kieliszku? Według mnie ta Glenallachie wymaga naprawdę sporo czasu, aby wskoczyła na dobry tor. Do tego stopnia, że na koniec wieczoru degustacyjnego o dodatkową porcję poprosiła moja żona.
Podsumowując, jestem ciekaw Pańskich technik na degustację, bo może stąd wynika największa różnica w odbiorze obu butli przez nasze podniebienia.
Pozdrawiam serdecznie, Tobiasz.