Recenzja: Bruichladdich 2010 Bere Barley

Z Bruichladdich jakoś mi nie po drodze. Tak jak uwielbiam ich torfowe edycje, czyli Port Charlotte i Octomore, tak nietorfowe sygnowane nazwą destylarni raczej do mnie nie trafiają. Za każdym podejściem wszystko było super, aż do finiszu, który w większości edycji był pieprzny i dla mnie zbyt ostry.

O samej whisky

Dziś jednak do czynienia mam z Bruichladdichiem wyjątkowym. Edycja została stworzona z jednej z najbardziej pierwonych odmian jęczmienia – Bere. Ten 6-rzędowy jęczmień (odmiany powrzechnie stosowane są 2-rzędowe) zawiera mniej skrobii, a więcej białka. Specjalnie dla Bruichladdich uprawiany jest przez 4 farmy znajdujące się na Orkadach w sposób uniemozliwający zmieszanie z innymi odmianami. Jest to najmniej wydajna (jeśli chodzi o produkcję alkoholu) odmiana, mimo to stanowi ona do 10% produkcji destylarni. Jak wiele linii produkowanych przez Bruichladdich jest wynikiem ciekawości i eksperymentu.

Wersja z roku 2010 spędziła 8 lat w beczkach po bourbonie. Po tym czasie została zabutelkowana w standardzie Bruichladdich, czyli 50% alkoholu bez filtracji na zimno i w naturalnym kolorze.

Kolor: jasny olej
Zapach: słód, słód, słód, potem gruszki, winogrona, białe wino, gotowane owoce i warzywa
Smak: słodki słód, delikatnie wytrawny, winogrona, warzywa
Finisz: słonawy, chlebowy, na końcu słodowo-winogronowy, ciut pieprzny

Wpływ jęczmienia czuć na każdym kroku. Słód wyraźnie przebija się w zapachu, smaku i na finiszu. Na tym ostatnim pojawia sie też niestety nutka pieprzności, ale i tak jest ona delikatniejsza niż zazwyczaj (pomimo takiego samego wieku jak Classic Laddie). Intrygująca i niespotykana whisky. Udany eksperyment.

Ocena: 86/100

Dodaj komentarz

Czytam i polecam: DramHunter | MaltVader | Fine Spirits Club